Deszcz dzwoni o szyby, ale daleko
mu do jesiennej odsłony. Wiosna sygnalizuje niepewność, brak stabilności i swój
nierozbudzony potencjał. Kiedy zaczyna brzęczeć za oknem, nie sposób nie
usłyszeć tego, co odzywa się w środku. Paradoksy pojawiają się wtedy, gdy
zaczynamy biec; gdy nasze myśli zaczynają biec, nie zważając na to, że zostawiły
metę daleko w tyle. Trzeba wyjść, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, kiedy
zapomina się, że trawa jest nieśmiało zielona. Choć sennie i z przewagą dźwięku
klawiszy aniżeli głosu, jest nadzieja. Myślę tak, bo nie ma sytuacji bez
wyjścia - są tylko ludzie, którzy boją się odpowiedzialności za podjęte decyzje.
Wszedłem w nową rolę – jestem murarzem. Nie kimś innym, ale kolejną odsłoną siebie. Czasami idzie jak z płatka; zdarza się, że trzeba coś wyrównać, a za chwilę
układam systematycznie cegły o tej samej wielkości, rosnąc w siłę. Jest też w
każdej relacji moment, w którym trzeba się zmierzyć z betonem. Można przejść
nad nim obojętnie, udając, że nic się nie dzieje; można też patrzeć, jak twardnieje,
ale wtedy potrzeba silnego bodźca, żeby go skruszyć. Myślę, że będzie
najpiękniej, jeżeli pozwolę mu wysychać, a w końcowej fazie zakreślę w nim kruchym patykiem
(energicznie, choć z uśmiechem) to, co tylko zechcę. Wtedy, nawet przyglądając
się deszczowi, będę czuł się bezpiecznie, bo przypomnę sobie, że zapisałem na
nim to, co chciałem i chcieliśmy. Nie zmyje tego ani deszcz, ani czas.
Kiedy zadzwoni o szyby deszcz jesienny, przypomnę sobie, że trawa wciąż jest nieśmiało zielona. Ta, która wbija swoje źdźbła w nasze ręce. Ta sama, w którą wtulają się nasze dłonie.
Kiedy zadzwoni o szyby deszcz jesienny, przypomnę sobie, że trawa wciąż jest nieśmiało zielona. Ta, która wbija swoje źdźbła w nasze ręce. Ta sama, w którą wtulają się nasze dłonie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz