niedziela, 15 marca 2015

Utopia

Czasami mam ochotę zapalić papierosa i udawać kogoś, kim nie jestem.

Zapomnieć o nich wszystkich i jeść tylko to, co niezdrowe. Umieć kłamać, manipulować i nakłaniać wydaje się mądre. Rzucić znów wszystko na rzecz tych kilkuset stron, które zmieniają życie od każdego wschodu słońca do wszystkich jego zachodów. Przestań prasować koszule i układać włosy. Wykonuj byle jak. Dżem na podłodze to nie koniec świata. Co byś powiedział, gdybym poszłem, a nie poszedłem? Lub  poszłam? Wtopić się w tłum, ukrywając przed Tobą i światem oczy zielone bez smutku i żalu. Traktować życie z przymrużeniem oka, które widzi gorzej. Czasochłonna zabawa i brak nostalgii. Śmierć rozterkom. Prym wiodą naturalny rytm życia i płytkie emocje. Idealnie jest być najgorszą wersją samego siebie. Nie musisz mi wybaczać, przecież nic dla mnie nie znaczysz.


niedziela, 22 lutego 2015

Wzajemność

Dopadła nas dorosłość. Rezygnujemy, z czego się da. Uciekamy i znikamy, bo praca, bo pieniądze, bo problemy, które z pewnością nie smakują jak wata cukrowa. Jesteśmy sobą jak nieaktualny news, spóźniona migawka z dnia, którego nawet nie pamiętamy. Rozstaję się ze sobą na dłużej niż zwykle, choć nawet tego słowa nie potrafię już zdefiniować. Zwykle jest zabieganiem i próbą doścignięcia tych wszystkich spraw, które nie zdążyły zaistnieć między snem a zawiązaniem szala wokół szyi. Chyba. Wciąż marzymy. Nieustannie uciekamy w świat marzeń. Co dzień otwieramy wiecznie otwartą skrzynię ze złudzeniami. Biegamy na ślepo między piaskiem a szkłem z rozbitej klepsydry, która była niegdyś symbolem równowagi. Niegdyś to znaczy niedawno. Zaledwie kilka lat wstecz. Trzeba cofnąć się do czasu, który nas wszystkich zmienił. Jemy w pośpiechu, gnani batem treści smsów i wskazówek budzików. Pamiętam, że zawsze otwieraliśmy serca i umysły najszerzej, jak się dało. Dziś marszczymy czoła i z niedowierzaniem rozszerzamy źrenice pośród samotnych godzin spędzonych z własnym przygnębionym sumieniem. Mimo to nadal mamy otwarte serca i to w nich się spotykamy. Słowami tęsknię, dziękuję, przepraszam, kocham Cię malujemy kolorami blednącą od zmartwień przyszłość. W każdej wolnej chwili, których przecież jest tak mało, rezygnujemy z siebie dla nas - partnerstwa, przyjaźni, niezwykłych więzi. Mijają godziny, dni, tygodnie, nawet miesiące, ale to właśnie czas nas uczy nadziei. 



środa, 31 grudnia 2014

Górnolotny

Zawsze marzyłem o lataniu. Sny przepełnione ucieczkami przed złymi, obcymi i niebezpiecznymi ludźmi budziły mnie łomotaniem zahartowanego serca. Trudno z przekonaniem stwierdzić, że jest większe niż zwykle, skoro ciało znów straciło kilogramy. Przyjmuję, że z każdym dniem moje serce musi się bardziej napracować. Wracając do przestrzeni wertykalnej, nie czuję się lotnikiem. Nawet pilotem trudno mi się czuć. Ostatnie miesiące pokazały, że jeden dzień potrafi zmienić trzepot skrzydeł w huśtanie się głowa w dół na linie przywiązanej nieco powyżej kostki lewej stopy. 

Piątek. To ten dzień spędza mi sen z powiek od prawie dwóch miesięcy. W piątki się odpoczywa, w piątek się odreagowuje. Piątek to dzień, w którym traci się pewność wszystkiego. Gdyby życie było piosenką kabaretową, pewnie powtórzyłbym za Kołaczkowską (genialna!), że ta wiadomość zepsuła mi weekend, ale nie można rzucić okiem na tę sprawę z równoczesnym jego przymrużeniem. Piątek wyostrzył zmysły, wykreślił wszystkie słowa z listy "marzenia" i wytatuował mi ogromne worki pod oczami. Strony medalu są jednak dwie, a nawet jest ich więcej. Wybieram między ważnym a ważniejszym, mniejszym a większym złem, małym i dużym, ale tak naprawdę to żaden wybór, kiedy na szali walczą o życie moje "chciałbym" i "muszę". Zwycięzca zabiera wszystko. Walka toczy się każdego dnia. Do odwołania. 

Zanim nadszedł piątek, rozpływałem się na kolejnych praktykach studenckich, których oddech wypchnął mnie na powierzchnie nieograniczonych możliwości mojego umysłu. Jeszcze nigdy dotąd nie czułem tak bardzo, że pasuję jak ulał. Nigdy wcześniej i...już nigdy potem. Powoli zacząłem się poddawać i nie wiem, w jakim miejscu znajduje się teraz moja motywacja. Nie wiem, jak głęboko leży cel. Znów się boję, ale to uczucie dzielę z tymi, którzy razem ze mną płakali, nie wierząc w spóźniony haloweenowy psikus od Pana Losu. Żadne z nich nie wyobraża sobie, że kolejny raz uratowało mi życie. Jestem absolutnie pewien tego, że jak źle by nie było, życie ma sens. Lepsza połowa mojego serca ostatnio mi powiedziała, że nie jestem biedny. Po prostu gonię za marzeniami, a to niesie ze sobą konsekwencje. Czy to możliwe, żeby ostatni tydzień grudnia obdarzył mnie słowami, na które czekałem cały rok?

Na dobre porzuciłem maszynki i żele do golenia. Ciało straciło cztery kreski, a grzywka jest nie w tym miejscu, w którym od zawsze była. Mam wrażenie, że bardziej lubię siebie. Przeżyłem niekrótka przygodę z zumbą, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że mimo wszystko jestem odważny, a jednocześnie nauczyła mnie pokory i otwartości. To samo mógłbym powiedzieć o cotygodniowym spinningu. Przewróciłem pokój do góry nogami, a zawartość zbyt małej szafy czeka na wymagającą selekcję potrzeb ludzi, których być może bardzo dobrze znam. 

Będzie mi potrzebny paszport, bo miłość do muzyki jest coraz większa. Nigdy nie byłem za granicą, więc może w końcu widoki z pocztówek zostaną realnie zawstydzone moim dziecięcym zachwytem. Moje dotychczasowe podróże ograniczają się do bieganiny wokół małej bomby, którą noszę codziennie pod czaszką. Jest w niej każdy, ale moje oczy dotykają niewielu. Pamiętam każdy powód. Bezpieczna przystań jest potrzebna od zaraz, mimo że zaścian(k)owi dręczyciele już za chwilę znikną na zawsze, a w ich miejsce kolejne dwie osoby co najmniej otrą się o rękaw mojego życia. Podróż trwa, ale na horyzoncie jest wyczuwalny spokój.

Za moment wszystko się może zmienić. Cztery ściany, dwie osoby, jedno łóżko. Prosiłem w tym roku Mikołaja w anonimowym liście: przywróć mi marzenia. Zupełnie znienacka, pogodzony z Panem Losem, kartki znów pokryły się słowami i próbami spełniania najskrytszych pragnień, które należą do bliskich. Straciłem moc realizowania wszystkiego "na już", ale będę uparcie dążył do bycia powodem wielu uśmiechów i tych kilku łez, które, spadając, są odbiciem zażyłości miedzy nami. 

Nasza przyjaźń, choć już nie w relacjach studencko-studenckich, wciąż wzrusza i nie pozwala nam bez siebie żyć. Zalewamy się łzami w tym samy czasie, śmiejemy się na raz i milczymy tego samego wieczoru. Nasza miłość przechodzi renesans, mimo że nie świętowaliśmy jeszcze drugiej rocznicy. Wypady na wieś stały się coraz śmielsze i szczersze. Dlaczego prawda w końcu miałaby nie wyjść na jaw? Pamiętają o mnie: najbardziej kulturalna blogerka z Bydgoszczy, którą uwielbiam, i najbardziej zazdrosna impreziara próbująca swoich sił w każdym zawodzie, choć to klub stoi jej wodą w płucach. I ona - prawdziwy cud. Pyskata i odważna dziewczyna, nie potrafiąca sklecić zdania złożonego, ale zwinna w pisaniu CV. Ta, która bez samochodu czuje się, jak bez dachu nad głową. W końcu ta, która, dzięki mojemu uporowi, uwierzyła, jak niegdyś ja, że uczucie zrodzone w Sieci nie jest gorsze.

Są!

Są również ci, których nie ma, ale oni nie wiedzą o tym, że są. Chociaż...czy na pewno? Byli, bo pamiętam każdą datę urodzin. Wracają w myślach, jak rzeczywistość, która dopiero ma nadejść, ale przecież ten uśmiech już był, a tamta łza dawno temu wyschła w promieniach słońca. 

Tracimy kogoś każdego dnia i z każdym dniem. 

Już nie chcę latać. Chcę pamiętać każde szaleństwo i każdą rozpacz.


środa, 17 września 2014

Słomiany wdowiec

Mam wrażenie, że gdybym napisał tęsknię, czułbym się gorzej, a co gorsza - rozkleiłbym się jak dziecko. Myślę, że tęsknota nie jest odpowiednim uczuciem, którym mógłbym Cię teraz z premedytacją obdarzyć, bo przecież to tylko tydzień - kolejne 7 dni w roku, których nie znoszę, bo, żeby móc je przeżyć, zacharowuję się w pracy, męczę organizm słodyczami, przez które robi mi się niedobrze, i zasypiam w momencie, gdy granat przechodzi w błękit. Byłoby to zdecydowanie nie na miejscu, ponieważ to Twój odpoczynek, w którym nie chcę robić miejsca na moje zmienne nastroje. Relaks, którego nigdy nie miałem i do którego nigdy się nie przyzwyczaję. Nasze serca wiszą na cienkiej linie, biegnącej setki kilometrów przez Europę. Dzielą nas Niemcy i Francja, i kilka małych słów. Jestem silniejszy niż rok temu. Znów na Ciebie czekam.


niedziela, 7 września 2014

Celowo-I-Z-Premedytacją-Czyniąca-Zło

Rok temu wyjątkowo pięknym snem było ułożenie sobie życia w taki sposób, by spędzić w Miejscu, Do Którego Należę pełne 365 dni bez konieczności wyjazdów i powrotów do Miejsca, W Którym Nie Chcę Być. Dopiąłem swego, co czyni mnie człowiekiem lepiej zorganizowanym, nieustępliwym  i spełnionym. Każdy krok niesie jednak ze sobą konsekwencje - coraz trudniej chwytać dzień i dać się ponieść chwilom, których nie da się zapomnieć. Najważniejszą inspiracją, która namieszała mi w głowie ostatnimi czasy okazała się ta, którą zwą Celowo-I-Z-Premedytacją-Czyniąca-Zło. Pewnie do imienia Maleficent wróciłbym nieszybko, ale mój spokój legł w gruzach i tylko ono pozwala mi zrozumieć, co się dzieje.

Strach w pracy, powstający z martwych, jest dowodem agresywności i chciwości ludzi. Głupie żarty przybrały postać gróźb, tłuczonego szkła i uszkodzonego ciała. Nerwy, cisza, wzrok biegnący w kierunku drzwi, niesłychana wrażliwość na hałas - a wszystko to w imię chęci zysku... Taki jest obraz ludzi, którzy tworzą moją codzienność od ponad dwóch miesięcy. Człowiek jest nie tylko agresywny i chciwy. Człowiek jest również kłamcą i cechuje go nieuczciwość - to już obraz ludzi zza ściany, w których uwierzyłem po raz ostatni. Czasami się zastanawiam (a że jesień za pasem, to będzie takich chwil coraz więcej), dlaczego zamknąłem się w godzinach upływających wśród ludzi i miejsc, których nigdy nie chciałbym poznać. Bo mam do Was blisko; Bo chcę, żebyście zasłużenie odpoczęli; Bo lepszej oferty nie znajdę. Nie chciałbym usłyszeć od jednej z najbliższych osób, że czuje się odpowiedzialna za moje poświęcenie.

Dlaczego by więc nie znaleźć takich miejsc, do których będę zmierzał z niepohamowaną radością, jak wtedy, gdy płynęliśmy kajakiem wśród silnych fal na Wyspę Miłości (pamiętasz?!)? Dlaczego nie można by trafić na bezludną i dziką przestrzeń, w której celebrowalibyśmy każdą z chwil? I wreszcie...dlaczego by nie znaleźć takiego miejsca, do którego będę wracał z uśmiechem mimo deszczu?


piątek, 8 sierpnia 2014

Wakacje na wsi

Minęło kilka dni, w głowie przewinęło się mnóstwo myśli. Chciałem opowiedzieć wstydliwą historię pomylenia chłodnika litewskiego z barszczem ukraińskim, chociaż zajadam go nie od dziś. Miałem chęć pożalenia się na spędzenie namiastki urlopu w towarzystwie równolatków uzależnionych od nikotyny, alkoholu, środków odurzających i jedzenia. Obiecywałem sobie już nigdy nie wspominać o czasie...tymCZASEM najwięcej emocji przyniósł dom - pisany małą literą z powodu arktycznego chłodu, który jest charakterystyczny dla tej strefy. Wbrew pozorom do zimna można się przyzwyczaić, ale ostatnio nawet pytań zabrakło. Po dziewięćdziesięciu dniach spędzonych w mieście wieś przestała być ciekawa; wieś zapomniała; wieś ma swoje problemy (z pewnością bardziej istotne), więc nie chce mieć ich więcej. Po prostu wieś zaakceptowała obecność wschodzącego mieszczucha, bo na czas obiadu trzeba było uszykować cztery talerze, a nie trzy naczynia. Miastowy musiał oglądać ciszę i łzy, o nic nie pytając. Mimo że tego nie widać, dzieje się wiele. Jedna z gałęzi młodszego pokolenia jeszcze nigdy nie była tak blisko doświadczenia starszej generacji. Drugi raz sąd stanie się polem bitwy, bo pierwsze kłamstwo już zostało wyryte na papierze. Nieprawda, w którą da się uwierzyć, i zły zamiar, który już wkrótce się dopełni. 

Mały człowiek, dla którego miałem być najlepszym wujem na świecie, będzie mnie znał nie pod pseudonimem wuja Mateusz, ale N.N. Kredyt zaufania został odrzucony, więc pora uzbroić się w obojętność, żeby przez telefon płakała tylko jedna słuchawka. 

wtorek, 22 lipca 2014

547

Zbyt perfekcyjnie robię notatki i zmywam podłogi. Miewam wahania nastroju, wątpliwości i zbyt często myślę o tym, jak bardzo chciałbym cofnąć czas, mimo że na przepraszam jest już za późno. Wciąż nie mam czasu, a Ty nie ustępujesz ani na krok. Wciąż życzysz mi dobrego dnia i snów najlepszych pod Księżycem. Jestem niecierpliwy i czasami muszę pobyć tylko w swoim towarzystwie. Dookoła wciąż widzę kruchy lód, który próbujesz ukryć przede mną pod jasnozieloną trawą. Nieustannie czekasz. Pięćset czterdzieści siedem podziękowań to za mało, więc niecierpliwie czekam na kolejny dzień, który bezbłędnie odbije się w naszych twarzach.