Przypadek przerywa milczenie. Od października widzę przez okno market jednej z sieci spożywczych. Nie myślałem, że sklep może mnie zaskoczyć. Raczej nie on, a to, co porusza się między jego półkami. Po raz kolejny człowiek staje się głównym bohaterem moich rozmyślań. Tym razem zupełnie mi obcy. Do tej pory nie wiem, czy wzniosłem się na wyższy pułap świadomości. Czułem inność na najwyższym poziomie.
Czym jest kolejka w sklepie? Wkurzający konsumencki korek, w którym nerwy biorą górę. Poza tym, jeżeli nikomu się nie śpieszy, nie zwracamy uwagi na ludzi w nim stojących. Przychodzi jednak taki dzień, w którym to Ty zostajesz zauważony na 10 minut przed zamknięciem i czujesz się wyjątkowo.
Kobieta w beżowym sweterku, płowych włosach i granatowych spodniach stała przede mną z koszykiem w ręku. Oglądała się dookoła, jakby czegoś szukała. Obiektem Jej poszukiwań okazałem się...ja. Pani odwróciła się i zaczęła mówić do mnie - faceta z twarzą w barwach radości pomieszanej ze zmęczeniem, który przyszedł po paczkę chipsów, garść białych winogron, jogurt i serek homogenizowany na kolację.
- O, myślałam, że to mój przyjaciel Jurek. Nasza przyjaźń zaczęła się w Ogrodzie Botanicznym. Bo nasza uczelnia ma swój ogród. Zaimponowało mu, że nie przychodzę tam bezmyślnie. Poznaliśmy się, gdy odróżniłam drzewo kasztana jadalnego.
Zarumieniłem się, bo kobieta (około 50-tki) mówiła tylko do mnie, choć w kolejce było mnóstwo osób. Nie wiedziałem, co powiedzieć, choć miałem na końcu języka: Tak, wiem, byłem w tym ogrodzie dziś z moją przyjaciółką. Ma na imię Magda.
- Kupiłam swoje ulubione lody. Pozwoliłam sobie na nie, choć noszę spodnie na gumkę.
Spojrzałem, ale nie wierzyłem. Wciąż wzrok Pani tkwił w moich oczach. Oczach niedowierzania, zdumienia, lekkiego przerażenia. Kobieta wyjęła z koszyka papier toaletowy, konserwę rybną, lody na patyku firmy Grand i jeszcze dwie inne rzeczy, ale nie zdążyłem się przyjrzeć, choć nie trwało to krótko.
- Przepraszam, czy mogłabym za każdy produkt zapłacić kartą osobno? Ja znam swój PIN, ale nie wiem, ile mam pieniędzy, bo nie mogę sprawdzić.
- Jak można nie wiedzieć, ile ma się pieniędzy? - odezwał się przedstawiciel zniecierpliwionego tłumu czekający na swoją kolej.
- Naprawdę nie wiem, ile mam pieniędzy. Za 2 tygodnie będę widziała się z Czesią. Jadę na działkę, a tam muszę mieć gotówkę, bo nie można tam płacić kartą, prawda?. Nie mam pieniędzy na karcie, bo miałam urodziny i byłam w restauracji. Tam pewnie jest już końcówka, więc chciałabym za wszystko zapłacić osobno, a resztę ewentualnie dopłacić gotówką.
I tak terminal wydał 5 paragonów. Za papier toaletowy, konserwę, 2 rzeczy, których nie zapamiętałem i loda na patyku. Ekspedientka zachowała pozory profesjonalizmu tylko na chwilę. Nie mogła się nie zgodzić - klient nasz Pan, ale kilka sekund później odwróciła się do podskakującego ze zdenerwowania tłumu, umieszczając palec serdeczny prawej ręki na skroni po tej samej stronie ciała.
- Dziękuję Pani za cierpliwość i Panu też (słowa skierowane do mnie), ale naprawdę nie wiedziałam, czy mam tyle pieniędzy.
Wtedy wykrztusiłem z siebie jedyne słowa podczas jej obecności: Nie ma za co, do widzenia.
Ekspedientka, chcąc pokazać, że to nie jej wina, zaczęła kasować moje produkty z prędkością wiatru, śmiejąc się szyderczo od ucha do ucha, myśląc, że zobaczy na mojej twarzy zrozumienie. Gorzko się zawiodła. Moje chmurne brwi miały ochotę wbić ją w obrotowe krzesło, na którym siedziała.
Pani - bohater wzięła torbę z zakupami i zawróciła. Postanowiła otworzyć swojego ulubionego loda już w sklepie. Upadł na blat, ale dumnie go podniosła i zdarła opakowanie.
Kobieta nie zmieniała wyrazu twarzy, przez cały czas był tak samo serdeczny. Nie miała pojęcia, że stoi za Nią ktoś, kto Ją rozumie. Czułem się dobrze, że stoję tuż obok, bo oddzielałem Ją od podirytowanego tłumu i kąśliwych uwag.
Inność - nigdy nie zostanie zaakceptowana. Ludzie śpieszą się każdego dnia, nie przyglądając się drugiemu człowiekowi. Czas wyznacza rytm życia. Jesteśmy uzależnieni od wszystkiego, ale nie najważniejszego - od istnienia, którego serce bije naprawdę blisko.
Nie zastanawiałem się ani przez chwilę, czy ta Pani cierpi na chorobę umysłową czy ekshibicjonizm emocjonalny opanowała do perfekcji, ale szczerze się uśmiechała i wiem, że moje uważne milczenie sprawiło jej wiele radości, choć tylko kiwałem głową.
W takich chwilach jestem dumny z tego, że jestem człowiekiem.
Na te słowa "Gorzko się zawiodła. Moje chmurne brwi miały ochotę wbić ją w obrotowe krzesło, na którym siedziała." i te: "Postanowiła otworzyć swojego ulubionego loda już w sklepie. Upadł na blat, ale dumnie go podniosła i zdarła opakowanie." popłakałam się do łez! Dzięki! :)
OdpowiedzUsuńSzanowny M., ten sklep, to nie byla Biedronka, prawda?
OdpowiedzUsuńPani J., zgadza się. Tu potrzebna jest matematyka. Jeżeli odejmie Pani tarę od wagi brutto, będzie Pani wiedziała, w jakim sklepie ludzie gubią człowieczeństwo.
OdpowiedzUsuń