środa, 18 kwietnia 2012

Wczesne stadium zrozumienia

   




   Sroga zima, początek stycznia, trzeci dzień nowego roku. Odsypiamy huczną zabawę, sprzątamy, zawieszamy na ścianie kalendarz z napisem 2012. Traktujemy 365 dzień roku śmiertelnie poważnie, bo wtedy dzieją się cuda. Wkładamy nową skórę, o minionych dwunastu miesiącach formułujemy niepochlebne opinie i powtarzamy: szczęśliwi, którzy uniknęli tej epoki. Sam poddałem się sile nowego czasu - podjąłem próbę zdefiniowania relacji, którą mi narzucono w wyniku dobrowolnego podpisania pliku dokumentów. 

   Terapia na dziecko jest opisem jednego dnia z życia studenta i ośmiolatka. To krótka opowieść o stawaniu się starszym bratem. Pozostawiłem sobie jednak margines błędu - zarysowałem wizję przyszłości, odrywając co jakiś czas ołówek od kartki papieru. Dziś już wiem, że moje oczekiwania potrzebowały nabrać pełniejszych kształtów i bardziej wyrazistych barw. 

   Jak nadrobić brak wieloletniego doświadczenia, pozbyć się introwertyzmu i pokierować małym chłopcem tak, by patrzył na Ciebie i życie z nadzieją? Odpowiedź jest prosta: Bądź sobą


        Miesiąc temu zostałem duchowym mentorem. (Nie)świadomy swych praw i obowiązków zapragnąłem mieć dziecko. Każdy marzy o małym, ślicznym, różowym dzieciątku, które powinno już mówić i doskonale znać życie. Wbrew pozorom to one widzą    i wiedzą więcej i lepiej. O ile dobrze pamiętam, tak uczyli na romantyzmie. Moje ma już 8 lat, ja - 21, ale i tak czuję się przy nim ambitnie dorośle. Dziś zapytało mnie: pan ma żonę?. Od czasu do czasu jesteśmy na ty, ale tylko wtedy, gdy jemu się przypomni, gdy poczuje się lepiej, pewnie? Dla mnie nieodgadniona jest moja własna psychika, więc nawet nie będę próbował się bawić w psychologa ds. dzieci. Płaszczyznę porozumienia budujemy przez 3600 sekund tygodniowo. To kropla w morzu, jeżeli chodzi o zetknięcie się dwóch tak odległych galaktyk. Obaj mamy plecy, które ufają nam, ale nie bezgranicznie. Nie jesteśmy w końcu Alfą i Omegą, ale Jakubem i Mateuszem.

              Potargany przez wiatr, obładowany kolorowym papierem, mazakami i kredkami wszedłem do klasy. Mały zawadiaka stwierdził, że mam kurę na głowie. Chcąc zostać wkręconym w żart, postanowiłem rozczochrać się jeszcze bardziej w poszukiwaniu zaginionego przedstawiciela drobiu. Śmiech dziecka, które mówi Ci kilka dni wcześniej, że jesteś nudny, nagle przybiera rangę Nagrody Nobla! Na laury jeszcze przyjdzie mi poczekać, ale poczułem się co najmniej wyjątkowo. To jednak nie wszystko. Znaleźliśmy dziś wspólne hobby. W sumie 13 lat temu też lubiłem grać w warcaby. Moje skojarzenia nie mają końca. Czarne i białe. Jesteśmy jak pionki – zupełnie inni, ale idziemy do przodu, a raczej suniemy. Wolno, ale każdy ruch jest przemyślany. W moim przypadku na pewno. To może jednak nie udać się spontanicznej naturze dziecka. Popracujemy nad tym, ale dopiero za kolejne 604800 sekund.

              W sobie poszukuję dobra, a Jakubowi pomagam uwierzyć w siebie. Sam wierzę w terapeutyczne właściwości naszych cotygodniowych spotkań. Nigdy nie byłem starszym bratem, choć zawsze chciałem nim być. Nie potrafię jeszcze powiedzieć, że na pewno mi się to uda. Efekty naszej współpracy oboje poznamy w czerwcu, ale już teraz myślę, że to gra warta świeczki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz