Sroga zima, początek stycznia, trzeci dzień nowego roku. Odsypiamy huczną zabawę, sprzątamy, zawieszamy na ścianie kalendarz z napisem 2012. Traktujemy 365 dzień roku śmiertelnie poważnie, bo wtedy dzieją się cuda. Wkładamy nową skórę, o minionych dwunastu miesiącach formułujemy niepochlebne opinie i powtarzamy: szczęśliwi, którzy uniknęli tej epoki. Sam poddałem się sile nowego czasu - podjąłem próbę zdefiniowania relacji, którą mi narzucono w wyniku dobrowolnego podpisania pliku dokumentów.
Terapia na dziecko jest opisem jednego dnia z życia studenta i ośmiolatka. To krótka opowieść o stawaniu się starszym bratem. Pozostawiłem sobie jednak margines błędu - zarysowałem wizję przyszłości, odrywając co jakiś czas ołówek od kartki papieru. Dziś już wiem, że moje oczekiwania potrzebowały nabrać pełniejszych kształtów i bardziej wyrazistych barw.
Jak nadrobić brak wieloletniego doświadczenia, pozbyć się introwertyzmu i pokierować małym chłopcem tak, by patrzył na Ciebie i życie z nadzieją? Odpowiedź jest prosta: Bądź sobą.
Miesiąc temu zostałem duchowym
mentorem. (Nie)świadomy swych praw i obowiązków zapragnąłem mieć
dziecko. Każdy marzy o małym, ślicznym, różowym dzieciątku, które powinno już
mówić i doskonale znać życie. Wbrew pozorom to one widzą i wiedzą więcej i lepiej. O ile dobrze
pamiętam, tak uczyli na romantyzmie. Moje ma już 8 lat, ja - 21, ale i tak
czuję się przy nim ambitnie dorośle. Dziś zapytało mnie: pan ma żonę?. Od czasu do czasu jesteśmy na ty, ale tylko wtedy, gdy jemu się przypomni, gdy poczuje się
lepiej, pewnie? Dla mnie nieodgadniona jest moja własna psychika, więc nawet
nie będę próbował się bawić w psychologa ds. dzieci. Płaszczyznę porozumienia
budujemy przez 3600 sekund tygodniowo. To kropla w morzu, jeżeli chodzi o
zetknięcie się dwóch tak odległych galaktyk. Obaj mamy plecy, które ufają nam, ale nie bezgranicznie. Nie jesteśmy w końcu
Alfą i Omegą, ale Jakubem i Mateuszem.
Potargany przez wiatr, obładowany
kolorowym papierem, mazakami i kredkami wszedłem do klasy. Mały zawadiaka
stwierdził, że mam kurę na głowie. Chcąc zostać wkręconym w żart, postanowiłem rozczochrać
się jeszcze bardziej w poszukiwaniu zaginionego przedstawiciela drobiu. Śmiech
dziecka, które mówi Ci kilka dni wcześniej, że jesteś nudny, nagle przybiera
rangę Nagrody Nobla! Na laury jeszcze przyjdzie mi poczekać, ale poczułem się
co najmniej wyjątkowo. To jednak nie wszystko. Znaleźliśmy dziś wspólne hobby.
W sumie 13 lat temu też lubiłem grać w warcaby. Moje skojarzenia nie mają
końca. Czarne i białe. Jesteśmy jak pionki – zupełnie inni, ale idziemy do
przodu, a raczej suniemy. Wolno, ale każdy ruch jest przemyślany. W moim
przypadku na pewno. To może jednak nie udać się spontanicznej naturze dziecka. Popracujemy
nad tym, ale dopiero za kolejne 604800 sekund.
W sobie poszukuję dobra, a Jakubowi
pomagam uwierzyć w siebie. Sam wierzę w terapeutyczne właściwości naszych
cotygodniowych spotkań. Nigdy nie byłem starszym bratem, choć zawsze chciałem
nim być. Nie potrafię jeszcze powiedzieć, że na pewno mi się to uda. Efekty
naszej współpracy oboje poznamy w czerwcu, ale już teraz myślę, że to gra warta
świeczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz