czwartek, 19 kwietnia 2012

Sens w kolorze blond

    


   Krople zatrzymane na płaszczu, mokre okulary, deszcz we włosach. Wróciłem niechroniony przed żywiołem. Nie miało to jednak znaczenia, bo 38 minut wcześniej zakończyła się historia, której długo nie zapomnę, więcej - chciałbym, żeby powtórzyła się w tym samym gronie. Poznałem pięciolatka, przed którym ugięły mi się kolana, a serce zabiło w rytmie niewyobrażalnego zadowolenia. Na godzinę skryłem się Pod Tęczowym Parasolem i było mi tam naprawdę dobrze.
    
    W dzieciach tkwi siła dorosłych. Nie wiem, co takiego w sobie mam, że zasługuję na uwagę małego człowieka. Chodzi chyba o to, by po prostu być

    Kolejna nieprzespana noc i podkrążone oczy, które z obojętnością patrzyły na pochmurne niebo, dały o sobie znać. Musiałem wstać, bo ktoś na mnie liczył i czekał. Projekt, misja, zadanie, cel - mógłbym wymieniać w nieskończoność, czym jest dla mnie kolejny wolontariat. Pośpiesznie wyruszyłem, by z dokładnością szwajcarskiego zegarka ujrzeć na czas twarze kilkanaściorga dzieci. Jak zawsze pozostaje niepewność, czy sprostam oczekiwaniom i najmłodszych, i idei, którą staram się upowszechnić...

   Kot w butach okazał się bajką na miarę możliwości, nie tylko percepcyjnych. Poczułem się jak najukochańszy dziadek, który swoim głosem stara się przekonać dzieci, że czytanie nie musi być nudne, monotonne i bez niespodzianek. 

   Kim jest przyjaciel? 
- To kot w butach (Tu się uśmiechnąłem, bo jeden z pięcioletnich chłopców, nieśmiały blondyn, jednak wsłuchał się w bajkę. Słowo przyjaciel pojawia się w niej tylko raz i to w samym środku.)
- To dobry kolega (Dzieci zawierają pierwsze przyjaźnie, choć w tej fazie ich życia opierają się tylko na znajomości i zabawie w przedszkolu.)

   Ostatni etap baśniowej podróży w pociągu wypełnionym dziećmi - wyklejanie dwóch postaci. Janek o żółtych włosach, stojąc na zielonej trawie pełnej kwiatów oraz pod niebem w kolorze złocistego słońca i różowo-granatowych chmur, założył dziś różowo-fioletowy pulower, niebieskie spodnie i pomarańczowe trampki. A co z kotem? Zwierzę było abstrakcją, mieszanką różu, fioletu i brązu. Dzieci zakleiły mu nawet oczy, żeby nie mógł spojrzeć w lustro. Kot, niczym dyskobol, trwał, choć na papierze, a jednak wydawało się, że ucieka przed burzowymi chmurami. 

    Praca pochłonęła pięciolatków, ale i nas - dwudziestoletnią damę czarnego humoru i o 2 lata starszego, zamkniętego w sobie wariata, który zaczął obchodzić dzień dziecka, nie czekając do pierwszego czerwca. Współpraca z dziećmi jest zawsze fascynująca. Przedszkole można porównać do życia, które, jak mawiał Forrest Gump, jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co ci się trafi, w tym wypadku jednak nie co, a kto

   Maluchy pokazały mi swój świat. Każdy ma ulubiony kolor, więc rozszarpaliśmy wycinanki błyskawicznie. Wszyscy mieli pomysł na barwę włosów chłopca, nieba, a nawet kocich butów. Zachwycaliśmy się klejem, który uciekał z tubki, kręcąc się jak wąż. Przypomniały mi się czasy, kiedy wszyscy walczyli o miejsce przy stoliku, by być jak najbliżej centrum wydarzeń. Nie musieliśmy nawet namawiać dzieci, by się podzieliły na dwie grupy: Ja chcę do Pani! A ja do Pana!

   W mojej drużynie znalazł się wspomniany wcześniej nieśmiały chłopiec. Pięcioletni blondyn jest dla mnie sensem tego spotkania. Proszę Pana, jak mam to urwać? Proszę Pana, może być taki duży? Proszę Pana, mogę klej? Proszę Pana, mogę mieć własny klej? Proszę Pana, on mówi, że ten kawałek jest za duży. Proszę Pana, gdzie mam to przykleić? Mikołaj, bo tak mi się przedstawił, wymyślił kolor pomarańczowy na buty dla Janka. Ostatnim pytaniem, jakie zadał, było Proszę Pana, mogę umyć ręce?, chociaż to nie ostatnia reakcja z jego strony...

   Kiedy pomagałem jednej z dziewczynek umieścić na naszym wspólnym dziele różowo-granatowe chmury, poczułem narośl na nodze. Do mojej prawej kończyny przyległ na moment nieśmiały blondyn, który właśnie wrócił z łazienki. Przytulił mnie, po czym pobiegł na dywan bawić się z dziećmi. Nikt tego nie zauważył, choć ja wyłączyłem się z zabawy. Stałem jak wryty, patrząc dokąd biegnie. W jednej chwili porzuciłem myśl, czy chmury powinny być niżej czy wyżej, czy po lewej czy prawej stronie brystolu. Mikołaj zatrzymał tempo, w jakim staraliśmy się wykonać zadanie, a jednocześnie przyspieszył bicie mojego serca. 

 Idąc w deszczu i przeplatając myśli uśmiechem, zastanawiałem się nad odpowiedzią na jedno pytanie - nie która godzina?, nie gdzie jest parasol?, ale...dlaczego?

       
   
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz