Drugi przykład to Pani Matka. Spotkałem ją w szkole, kiedy przeszkodziłem w próbie charakterystyki Ani Shirley. Żeby nie wywołać złości zabraniem czasu i żeby uzyskać zamierzony cel, przedstawiłem się i powiedziałem szczerze, po co tu jestem i o co proszę. Kiedy uczniowie zaczęli pisać, Pani Matka rozpoczęła się nieudolnie krzątać, coby nie za bardzo młodszy d niej student myślał, że Pani Matka ma plan na siebie, na lekcję i na tę kilkunastoletnią młodzież.
(szept)
- Wie pan, ta filologia z tą logopedią to się świetnie uzupełniają. Ja sama skończyłam filologię polską i zamierzałam iść na podyplomówkę, ale chyba już nie...sam pan wie, jak to jest przy dwójce dzieci.
(a w głowie: No ale skąd ja mam to wiedzieć, jak to jest mieć dzieci i to całą dwójkę?? I w ogóle weź przestań zrzucać, kobieto, na dzieci, że są ograniczeniem. Jakbyś chciała, to byś poszła.)
- A wie pan już, gdzie chciałby pan pracować?
- Proszę pani, będę miał tyle możliwości pracy, że jeszcze o tym nie myślę.
- Tylko niech panu czasem nie przychodzi do głowy, żeby pracować w szkole. No po prostu orka na ugorze. No a jak pan jeszcze trafi do takiej szkoły jak ta, gdzie patologia rodzi się za patologią, a potem takie zaczynają naukę... [powiedziała nauczycielka języka polskiego]
(Na szczęście uczniowie skończyli pisać i ruszyli w moją stronę, przeszkadzając Pani Wzorowej Matce w kontynuowaniu rozmowy, bo już nie mogłem tego słuchać. Pozostał niesmak i pytanie, po co ta kobieta pracuje z dziećmi i sama je ma, skoro to ona sobie nie radzi. Beżowy żakiet to jednak za mało, żeby olśnić uczniów. Zero charyzmy, brak osobowości, kreatywność na poziomie otwierania paczki chusteczek, czyli robię to, co muszę. Jak na spotkanie, które trwało 10 minut, to moje myśli pędziły niczym spóźniony pociąg, dlatego wtopiłem się w tłum uczniów, krzycząc...)
- Do widzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz