czwartek, 21 listopada 2013

Do połowy zamknięty

Zaczynam być sobą gdzieś między obowiązkiem popołudniowo-wieczornym a porannym. Znowu przestałem szukać powodu, dla którego warto zasnąć, bo moje ciało odmawia. Smak rumianku mi nie pozwala. Urok półmroku jest zbyt intymny i zbyt jednorazowo-wyjątkowy, żeby go nie wykorzystać. Muzyka wdziera się we mnie bardziej, kiedy patrzę przez okno, widząc inne okna pod sklepieniem oblanym tą samą czernią. Wystawy sklepowe coraz sugestywniej namawiają mnie do tego, by zacząć snuć wizje na temat świątecznych prezentów, a to ma nie byle jakie znaczenie i myśli zapętlają graficzny symbol nieskończoności. Na domiar tego, zaczęło brakować mi czytania, więc namiętnie wieczorami śledzę słowa pisane przez inne "ja" znalezione w Internecie. Tak, blogi są zakładane przede wszystkim dla siebie, ale nie ma nic bardziej wciągającego od słów wrażliwego, anonimowego autora. A ja, jak zwykle spostrzegawczy, poczułem bardziej niż zwykle wpływ genów od kobiety, która pokochała mnie jako pierwsza. To nie tylko podobna budowa nosa (która zresztą pogrążyła moje nadzieje na zwycięstwo z anatomią, kiedy kolejny raz założyłem maskę studenta), ale i to, co jest niewypowiedziane. Łączy nas tajemnica. Ktoś ostatnio powiedział mi, że dzień trzeba zamykać na klucz, a przecież, bez względu na włożony w to wysiłek i częstotliwość wypowiadania słowa CHCĘ!, nie da się zakręcić słoika zbyt dużą nakrętką.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz