czwartek, 7 listopada 2013

Milczenie jest złotem

Z każdą środą i weekendem coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że większość osób z pracy ma IQ mniejsze od krzesła, na którym teraz wyśpiewuję swoje nic nieznaczące i nieobchodzące nikogo zdanie. Próby przewidzenia przez nich jakiegokolwiek stanu rzeczy jest mniej prawdopodobne niż to, że wróżbita Maciej stwierdzi, że jestem mężczyzną. Myśląc za szefa, odbieram sobie drugie dzieciństwo, ale milczę, bo świadomość straty jest nieprzyjemna.

Kiedy słucham, nie mówię. W ten sposób poznaję.

Widziałem też ją - przypadkiem, bo moje życie towarzyskie składa się teraz z incydentalnych chwil. Usłyszawszy dobrze z zaznaczeniem uśmiechu na twarzy, prawie uwierzyłem. Prawie, bo wiem nieco więcej niż inni spośród tłumu, który ona teraz opuściła. W sumie nigdy w nim nie była, ale pewnie myśli inaczej. Teraz jej życie zwolniło, ale myśli wciąż przyspieszają; znowu biorą udział w wyścigu po nieprzespaną noc i głuchy telefon. Nie do końca wiem, co chciała przez to powiedzieć, ale rozumiem tę oszczędność słów. Są chwile, kiedy przestaje się mówić, żeby zbudować klosz. To sytuacja o tyle beznadziejna, że, odcinając zdrowy rozsądek i wierząc w sukces ucieczki przed światem, zapominamy, że łzy zostają wewnątrz nas.

Ze środową bezbronnością przed obowiązkami, którą powoli wymazuję z twarzy, wyszedłem naprzeciw sklepowi całodobowemu. Zupełnie odrywając myśli od rzeczywistości, zagaiłem do pani siedzącej w okienku, której dotrzymywała towarzystwa krzyżówka. Poprosiłem, podziękowałem, zapiąłem plecak i chwyciłem wodę w rękę. W geście dobrego wychowania rzuciłem do pani słowo dobranoc bez wzajemności, chwilę przed tym, zanim sobie uświadomiłem, że przecież ta kobieta dziś spać nie pójdzie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz