Niech nazwą to rewolucją, bo przecież nikomu nie mówię, co oglądam, a tym bardziej o tym nie piszę. Sakramentalne "tak!", oznaczające zgodę na otworzenie się przed filmową produkcją, nieśmiało wymsknęło mi się, kiedy "lepsza strona jutjuba" pokazała mi, że Polak zrobił film. Polak, o którym nie słyszałem nic a nic. Mimo wszystko tytułowa przenośnia tak bardzo rozpaliła zieleń mych źrenic, że zrobiłem to. Minęło 105 sekund, odkąd postanowiłem iść do kina. I zrobiłem to, bo grafik w pracy na ostatnią chwilę wywrócił kilka żyć do góry nogami. Ten weekend był zupełnie inny. Sen trwał godzinę lub dwie, a ja znów mknąłem przez miasto pierwszym dziennym autobusem, w którym ludzie starsi ode mnie o co najmniej 20 lat podbudowali swoim znużeniem ego pracowniczej rutyny. A ja skakałem z radości, czując, że realizacja zamierzeń jest bliska. To były trzy dni. A dziś znalazłem w szufladzie, do której dostęp mam tylko ja, słowa zakreślone szybkim tańcem ołówka po kartce:
to film o wypuszczonych z klatki pragnieniach i o odkryciu Nowego. to film, w którym marzenia zeszły z piedestału na rzecz tu i teraz. hiperbolizacja nieumiejętnego słuchania i strachu przed kolejną niechcianą literą właśnie w tym filmie znalazła swój Dom. ten film to Poszukiwanie i Odkrywanie. Odwaga. To ten film! Po obejrzeniu tego filmu nie każdy sobie uświadomi, że nie raz, stojąc po cichu w oknie lub siedząc na parapecie, widział wieżowce, które płyną, bo do tego trzeba mieć serce. To film o tym, co może się nigdy nie wydarzyć i co nigdy się nie zmieni...
Płynące wieżowce powstały po to, by nie musieć odpowiadać na pytanie kobiecie, która zajęła dwa miejsca dalej na lewo w tym samym rzędzie co ja. Moje skupienie i dojrzewającą w głowie refleksję zepsuło jej widzimisię:
No i po co ja tu w ogóle przyszłam?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz