poniedziałek, 4 listopada 2013

Cukier w normie

Kilka dni temu myślałem o tym, że chcę być człowiekiem sukcesu. Najlepszy specjalista w mieście, koncertujący po całej Polsce z głosem wywołującym dreszcze na skórze częściej niż Michael Buble czy Josh Groban. Moja pewność siebie widziała sympatyczne mieszkanie na poddaszu z podwójnym łóżkiem i działkę w lesie. Przechadzając się po księgarni w wyobraźni, spostrzegłem literacki debiut autora o imieniu w miejscu nazwiska, ale o poruszającym i czułym tytule. To najpewniej metafora. Nadal to widzę, ale już poznaję -  to jednak ja, człowiek nie mogący się uwolnić od cienia rozłożystego drzewa mimo jałowej jesieni.
Ucieczka z rodzinnego domu uświadomiła mi, że jestem milczącym bratem i synem "na chwilę". Mam wrażenie, że wykuto mnie ze złego surowca. Ze łzy, która nie powinna spaść. Nie uczę się na błędach, a po tylu latach studiów powinienem pojąć, co robić, by było lepiej. W końcu mam być puzzlem intelektualnej elity. Zbyt często okazuję słabość, którą powinna zastąpić siła. Powinienem ciężko pracować i marzyć, a nie tylko szukać obrazów idealnej przyszłości do przewidzenia. 
Nie do końca wiem, czego powinno być we mnie więcej, ale przede wszystkim muszę się postarać, by być najlepszym dla tych, którzy po cichu liczą na pół naparstka uwagi. Nieuzasadnione nie mogę i nie mam czasu nie jest mi już potrzebne. Moje działanie i myślenie wpadły na moment do rzeki Rutyny. Nie umiejąc pływać, musiałem umrzeć, by serce znów zaczęło bić rytmem, który znam. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz