sobota, 21 grudnia 2013

List do Świętego M.

Szanowny Święty Mikołaju,

Mam na imię Mateusz, mam 23 lata i, tym razem, 95 dni, i wciąż nie potrafię podzielić godziny na drobne. Pozostanę przy stylistyce Oskara, ponieważ znasz Go i On Cię zna, a ja mam Go głęboko w sercu i nieśmiertelnej pamięci. Musisz wiedzieć, o kogo chodzi. Inaczej bym w Ciebie nie wierzył. Ciocia Róża była na długich i nieplanowanych wakacjach, ale wróciła i miewa się świetnie, a ja nigdy nie przestałem w Ciebie wierzyć, mimo że to ja robię prezenty tym, których kocham. 

Nie będę prosił o nową mamę, bo przecież nikt nie ma takiej, która nie spałaby, zamartwiając się, jak załatwić swojemu dziecku dokumenty do stypendium na ostatnią chwilę; która wysyła do miasta małe pudełko z piernikami, za przesyłkę której płaci wielokrotność wartości smakołyków tylko po to, by usłyszeć: Mamo, zwariowałaś, ale Cię kocham!, choć nigdy tego nie przyzna; która oddała mi ze swoimi genami bycie dumnym człowiekiem, który nie potrafi prosić i który ucieka od pomocy; która boi się iść do lekarza w sprawie swoich często-gęsto-występujących migren bardziej niż jej młodszy syn do dentysty. 
Nie będę prosił o brata, bo nikt nie ma takiego, który bardziej by mi naubliżał z powodu tego, że jestem studentem; który byłby tak bardzo niedoceniony przeze mnie niż on; który w zaskakujący i nieświadomy sposób wyparłby się swojego egoizmu, odpisując na moje świąteczno-prezentowe plany: dla mnie nic, kup coś małemu; który już niedługo da mi kolejny powód do kochania - swojego syna.
Nie będę prosił o Przyjaciela, bo nikt nie ma takiego, który tak pięknie mówi o tym, że boi się miłości; który spędza ze mną kolejną wigilię przy winie z dodatkiem ryby, frytek, sałaty z biedry i keczupu z Włocławka; któremu zamarza krew w żyłach na myśl o magisterce; którego niezmiennie kocham za kolor fioletowy i naukę tańca na trzy
Nie będę prosił o nową Ciocię Różę, bo ona się nic nie zmieniła i wciąż patrzy na te same pośladki co ja i, podobnie jak ja, jedne z nich zaczęła mieć na wyłączność. 
Nie będę prosił o pieniądze, bo od ponad dwóch miesięcy praca jest nieodłącznym elementem mojego życia, a robienie tego, co kocham, i sukcesy w tej dziedzinie nagrodziły mnie dodatkowym przypływem gotówki. Pozostaje mi tylko oszczędzać. Super, co nie?
Nie będę prosił o Mount Everest słodyczy, bo naprawdę pod tym względem nic się nie zmieniło - dzień bez słodyczy nie istnieje. 
Nie będę prosił o książki, bo na czarnej półce leży niecierpliwie niemal dziesięć pozycji, które tylko czekają, żeby mnie wciągnąć. 
Nie będę prosił o ubranie, bo nie ma większej radochy niż ta, kiedy idę do lumpa i kupuję za dwanaście złotych spodnie i t-shirt. 
Nie będę prosił o zdrowie, bo chyba zaczynam uczyć się, jak o nie dbać. Całoroczny katar nadal mi towarzyszy, ale tej jesieni i w czasie rozpędzającej się zimy jeszcze nie zostałem przykuty do łóżka. Rok temu umierałem w krótkich odstępach czasu cztery razy. 
Nie będę prosił o samochód, (nawet jeśli cierpię z powodu śnieżycy tak bardzo, że idę-biegnę dziesięć kroków przed Nim, mogąc oddychać tylko w bardzo ograniczonym zakresie) bo dwa życia zaczynają się zazębiać od nieśmiałego spaceru.  

Święty Mikołaju, dziś znów nie będę Cię o nic prosił. Dlaczego? Wyszedłem do ludzi, odkładając pracę i obowiązki na bok, bo czas jest najcenniejszym darem, jaki można dać drugiemu człowiekowi; bo w pewnym momencie zaniedbałem obowiązek bycia szczęśliwym. I wiesz, co się okazało? Było świetnie. Ludzie mnie lubią i chętnie ze mną rozmawiają, kiedy wysyłam im sygnały, że właśnie w tej i w tej chwili się otworzyłem. Wykorzystują to. Muszę tak robić częściej. Dalej - coraz odważniej śpiewam, mimo że na koncertach nogi nie przestają mi drżeć. Odsłuchując nagranie na wigilii chóralnej, prawie się rozpłakałem, bo uświadomiłem sobie, że jestem częścią czegoś wyjątkowego (jak mawia jedna z barwniejszych postaci, które poznałem w tym roku: being a part of something special makes you special, right...?). A najważniejsze, o czym chciałem Ci powiedzieć, to to, że w tym roku na Święta robię o jeden prezent więcej.  To znaczy już zrobiłem, ale jeszcze nie wręczyłem. Dokładnie jutro, w dzień ostatniej wigilii przed wyjazdem do rodzinnego domu, dorzucimy kolejny miesiąc do naszego związku, który ma swój początek wtedy, kiedy pozwoliłem się złapać za rękę, maszerując w śniegu przed siebie, co miało znaczyć: jestem Twój... Boję się pomyśleć, że mogę być bardziej szczęśliwy. 

Święty Mikołaju, dziś nie możesz odpocząć. Pamiętaj, że każde dziecko ma marzenie, a dla wielu z nich najwspanialszym prezentem będzie para zakochanych w nich źrenic. Rok temu Ci się udało. Dziękuję.

PS Gdyby Ci się to nie udało, pamiętaj, że są tacy, którym przyda się nowa para oczu. Pozwól im poczuć, że szczęście jest tam, gdzie tego chcą. 

Całusy, 
Mateusz


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz