Widzę ich codziennie i o każdej porze. Nieważne, czy idę do apteki, czy mam uśmiech na twarzy, czy raczej wyję do księżyca. Są różni, ale przemykają w duecie i bezwstydnie noszą z dumą bawełnę i dżins we wszystkich kolorach tęczy. Zanim ich minę, skrupulatnie przygotowuję się do tej znajomości. Wystarczy mi sokole oko, bo słuch na nic nie przyda się moim socjologiczno-partnerskim obserwacjom. Co charakteryzuje ich latem? Każde z nich ma swoje miejsce w samochodzie, swoje chusteczki do swojego nosa, swoich znajomych, swój czas... Pojawia się pytanie, czym różni się charakterystyka tej pory roku od trzech innych. Odpowiedź jest banalna - chodzi o to, że każdy kwartał upływa im w ten sam sposób. Wyglądają najlepiej jak mogą, a jedyna mowa jaką znają to wewnętrzny krzyk, który nie może się wydostać, bo siła woli tylko w myślach ma nieograniczoną moc. Najczęściej jednak nic nie mówią, żeby nie popełnić błędu ortograficznego. W ten sposób niespełniona znajomość kończy się w momencie, kiedy nasze ramiona mijają się, nie znając nawet swoich imion. Wydaje się, że przypadkowa miłość po nocy utopionej w szklance alkoholu to przy tym małe studenckie piwo. Problem w tym, że przede mną snuje się następny dwuosobowy twór, z którego zakpił wybór.
Czy my też będziemy tak wyglądali? - przywiązani do życia, które wybraliśmy wcześniej; w duchu najlepszych decyzji dnia wczorajszego, tak bardzo różniących się od dzisiejszych pragnień. A wszystko w myśl zasady, że dobrze jest wyglądać razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz