Są takie przestrzenie, którym niejeden drapacz chmur mógłby pozazdrościć grubości murów i stabilności fundamentów. Jest tak wiele miejsc, o których tylko słyszałem. Kiedy zacząłem podsłuchiwać lokalne wieści, uwierzyłem na słowo, że cztery ściany to ludzie. A przecież warstwa powierzchowna to nie wszystko, nawet, jeśli daje wrażenie bezpieczeństwa. W tym momencie przypomniał mi się koncert, który wycisnął ze mnie wzruszenie, podkreślając pamięć o kolejnej formie poświęcenia. Kilka miesięcy temu usłyszałem, że dom nie może być byle jaką przestrzenią, że przede wszystkim w domu trzeba mieć ładne meble. W tej jednej chwili każdy odnajduje w sobie duszę architekta, staje się na sekundę najwybitniejszym projektantem intymnych przestrzeni niepublicznych. Tylko co z tego, że te meble pięknie się prezentują, skoro nawet kurz nie chce z nich sam spaść? Zanim przedłużyłem swoje myśli, musiałem zaczerpnąć sennej, pościelowej kąpieli. Otworzywszy oczy, wpuściłem do moich czterech ścian powietrze i wykonałem kilka kroków. Wstałem jak zwykle przed budzikiem. Niedługo zostanę zdyskwalifikowany z życia przez permanentny falstart. Mój niepokój nie pozwala mi zostać niewolnikiem wskazówek. Przecież chwila, w której projektuję, jeszcze się nie skończyła. Nie postawiłem jeszcze kropki nad i domowego zacisza. I nie stanąłem jeszcze na szczycie wieżowca, by móc z dumą oglądać to, co stworzyłem. Gdybym poddał się teraz, to tak, jakbym wyciągnął ciasto z pieca pięć minut przed końcem pieczenia, by sprawdzić, czy może jest już dobre, choć przepis na to nie wskazuje. Wciąż jednak moje myśli włóczą się wokół domu, bo dziś rano, planując ucieczkę do wirtualnego świata, z mojej zmęczonej klawiatury wypadł kolejny przycisk
- Home.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz