piątek, 12 lipca 2013

Kolor nieba między nami

Wyobrażam sobie, że siedzę na świeżo pomalowanej ławce. Jest mniej wygodna od parapetu, na którym jadłem, pisałem, piłem i czytałem, ale ma swój urok. Taka mi odpowiada w zupełności. Pasy w kolorze mahoniu o szerokości kasety magnetofonowej odciskają mi się świeżością na białej koszuli z podwiniętymi rękawami i jasno orzechowych spodenkach. Jestem zamyślony, więc jeszcze o tym nie wiem i na dodatek śledzę historię chłopca, który ma w sercu ropuchę. Książka pochłania mnie na tyle, by nie spostrzec nad głową uciekającego malinowego nieba z chmurami lekkimi jak puch. 

Wydaje mi się, że pada deszcz. Chyba nikogo ze mną nie ma. Na pewno nie przeszkadza mi nawet wiatr. 

Sprinterzy od czasu do czasu odciskają ślady swoich stóp na trawie błyszczącej od łez, która rozpościera się tuż za moimi plecami. Niedojrzały cytrynek rozpoczął delikatny flirt z kołnierzykiem białej koszuli, ale nawet tego nie czuję. Jestem myślami w miejscowości: Było. Kiedy unoszę głowę nad grzbietem książki, którą właśnie zamknąłem, tak, że widać mi tylko oczy, obserwuję gwar dzieci unoszący się znad piaskownicy i czuję uśmiech na ich twarzach. Kiedy spostrzegłem, że nie szanuję czasu, chwyciłem równowagę i pobiegłem przed siebie, żeby uratować tartę z truskawkami. Właśnie w tym momencie minęły mnie promienie przemieszczające się szybciej ode mnie. Mimo że mnie już nie ma, trawa nadal promieniuje bólem. Nie widać go, nie czuć, tylko ona go zna. Niebo przykryły jagody, krwawo rozpraszając maliny, raz po raz mieniące się blaskiem jak świąteczne drzewko. 

Wiem, że pada deszcz. Wiem, że ktoś ze mną był. Wiatr na pewno mi przeszkadzał. 

Ja siedziałem na ławce, Ty patrzyłaś na trawę przez okno. Ja lubię jagody, Ty maliny. Kłócimy się nadal, choć te myśli już się nie spotykają. Prawie się nie znamy. Bez względu na to, kto ma rację, przegrywamy wszystkie wojny. Czas przeszły, niestety, istnieje, choć tylko dzięki niemu wiem, co przeżyliśmy.

2 komentarze:

  1. M.! Nareszcie. Internety był bez Pana bardzo pusty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani J., dziękuję za wytrwałość i wiarę. Zawsze wracam tam, gdzie się zacząłem. Historia sama się nie napisze. Tak więc - obecny!

    OdpowiedzUsuń