Wczoraj było doskonałe. Siedzieliśmy na zielonym dywanie z trawy, z oczami na wysokości zaradności owadów. Przegryzając ciszę kolorami lata, nie liczyliśmy czasu. Rzeka wciąż płynie, choć nasze stopy się zatrzymały. Wcale nie przed chwilą. Rozbiliśmy swój namiot pół roku temu i wciąż popadamy w słowotok milczenia, kiedy patrzymy sobie w oczy. Od dziś będziemy walczyć pod gołym niebem z ciężkimi powiekami i czarnymi chmurami, które nadciągają w niespełnionych prognozach pogody. Nie będziemy się wysypiać, zażyjemy kąpieli w pobliskim strumieniu, nawet, jeśli woda będzie zimniejsza niż moje serce sprzed pół roku. Utopimy problemy w swoich uśmiechach i zrekompensujemy odległość od domu naszą bliskością. I choć nieszczęścia chodzą parami, ich los wcale nie jest taki zły, skoro jest coś o bliźniaczo podobnej naturze. My nadal trzymamy się za ręce. I za słowo też, mimo że ja przestałem wierzyć mojemu, a nawet całej gromadzie:
dalekość
on szuka jego
ona szuka jej
dzień rodzi słońce,
a mnie goni cień
w pudełku zapałek
w szafie na buty
na pięciolinii szukam swej Nuty
ukryty w słowach
dziwnych obrazach
wolności symbolach
miłości frazach
znalazłem drogę
nierówno w czas
tak idealnie -
na jeden raz
raz jeden, nie więcej
za późno dmę w róg
jam mędrzec szalony
poezji swej bóg
wskazałbym serce
i z rzadka rozum
gdybym zrozumiał owe kuriozum
ja - czarny kot
ty błądzisz w stadzie
na piętach sam chodzę
na przekór gromadzie
słowo nas łączy
dotyk rozdziela
nie będzie w tych sercach rosła nadzieja
ni ręka, ni oko
ni mały palec
tak nam się trudno jakoś odnaleźć
i myślę wciąż o tym miłości rozdziale
tak nam się trudno jakoś odnaleźć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz