Błękitny kołnierzyk dumnie dyndał
mi przy gardle, choć, zamiast być coraz bardziej ostry, giął się pod ciężarem
kropel już w połowie „drogi do”. W ten sposób czułem ucisk tylko w żołądku, z
lekkością przełykając ślinę z jednej burty języka na drugą. Wzrok przechodniów schował
się pod czarnymi parasolami, które nie uznają odruchów bezwarunkowych i ciekawości świata. Autobus
to co innego. Uświadomiłem sobie, że wiem, kiedy będę spał sam, kiedy nie pójdę
na spacer, choć moje życie to podążanie stopy za stopą, i kiedy podłoga, po
której drepczę, na pewno będzie brudna. Gdy chodzę, myślę o wszystkim i tworzę
swoje zbiory praw tworzących dni, których jeszcze nie udało mi się poznać. Nie
mam pojęcia, ile początków jeszcze zobaczę. Nie miałem również takiej mocy, by uniknąć
paradoksu moich oczekiwań. Pozostało mi tylko marszczenie prawej brwi, szukając
odpowiedzi w strukturze wyobrażeń, których nie wolno mi było mieć, bo przecież staram
się omijać stereotypy. Najtrudniejsza próba błękitnego kołnierzyka okazała się banalna,
a tę bezbolesną będę musiał podjąć jeszcze i jeszcze, i jeszcze raz. Wracałem z
mokrą i zawiedzioną głową, która poddała się oszałamiającej dawce grawitacji.
Minęło pół roku, odkąd spisałem
całą masę obietnic, które postanowiłem realizować systematycznie. Celem było po prostu
przyjemniejsze, łatwiejsze i bezpieczniejsze życie. Tymczasem coraz bardziej
hamuję się przed byciem po brudniejszej stronie szyby. A to dlatego, że grudzień zaczął się dobijać do drzwi mojej przyzwoitości. Pogoda wodzi za
nos, a wystarczyłoby po prostu chwycić mnie za rękę i kazać mi, jak małemu
chłopcu, kupić parasol (37. Kup parasol). Łamiąc swoje życie na pół, postanowiłem, że nigdy
więcej czarny!, więc unikam tej przykrej odpowiedzialności. Mimo wszystko staram się
sięgać wzrokiem dalej niż tylko na powierzchnię, tak jak nakazują wystawy sklepowe. Po chwili, nieco nad skronią, objawiła mi się oślepiająco jasna żarówka:
Będzie kolorowy! – pomyślałem i zapisałem w pamięci.
Podniosłem głowę znad zielonych trampek z uśmiechem, bo
przypomniałem sobie o kolorze żółtym, z którym zdążyłem już zmarznąć i płakać
ze szczęścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz