wtorek, 28 maja 2013

Godot przyszedł

Błękitny kołnierzyk dumnie dyndał mi przy gardle, choć, zamiast być coraz bardziej ostry, giął się pod ciężarem kropel już w połowie „drogi do”. W ten sposób czułem ucisk tylko w żołądku, z lekkością przełykając ślinę z jednej burty języka na drugą. Wzrok przechodniów schował się pod czarnymi parasolami, które nie uznają odruchów bezwarunkowych i ciekawości świata. Autobus to co innego. Uświadomiłem sobie, że wiem, kiedy będę spał sam, kiedy nie pójdę na spacer, choć moje życie to podążanie stopy za stopą, i kiedy podłoga, po której drepczę, na pewno będzie brudna. Gdy chodzę, myślę o wszystkim i tworzę swoje zbiory praw tworzących dni, których jeszcze nie udało mi się poznać. Nie mam pojęcia, ile początków jeszcze zobaczę. Nie miałem również takiej mocy, by uniknąć paradoksu moich oczekiwań. Pozostało mi tylko marszczenie prawej brwi, szukając odpowiedzi w strukturze wyobrażeń, których nie wolno mi było mieć, bo  przecież staram się omijać stereotypy. Najtrudniejsza próba błękitnego kołnierzyka okazała się banalna, a tę bezbolesną będę musiał podjąć jeszcze i jeszcze, i jeszcze raz. Wracałem z mokrą i zawiedzioną głową, która poddała się oszałamiającej dawce grawitacji.

Minęło pół roku, odkąd spisałem całą masę obietnic, które postanowiłem realizować systematycznie. Celem było po prostu przyjemniejsze, łatwiejsze i bezpieczniejsze życie. Tymczasem coraz bardziej hamuję się przed byciem po brudniejszej stronie szyby. A to dlatego, że grudzień zaczął się dobijać do drzwi mojej przyzwoitości. Pogoda wodzi za nos, a wystarczyłoby po prostu chwycić mnie za rękę i kazać mi, jak małemu chłopcu, kupić parasol (37. Kup parasol). Łamiąc swoje życie na pół, postanowiłem, że nigdy więcej czarny!, więc unikam tej przykrej odpowiedzialności. Mimo wszystko staram się sięgać wzrokiem dalej niż tylko na powierzchnię, tak jak nakazują wystawy sklepowe. Po chwili, nieco nad skronią, objawiła mi się oślepiająco jasna żarówka:

Będzie kolorowy! – pomyślałem i zapisałem w pamięci.

Podniosłem głowę znad zielonych trampek z uśmiechem, bo przypomniałem sobie o kolorze żółtym, z którym zdążyłem już zmarznąć i płakać ze szczęścia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz