Nowe zdanie rozpoznaje się po
wielkiej literze, nowy image zazwyczaj po krótszych włosach, a nowego „ja” nie poznaje się gołym okiem. Nowe życie nie zaczyna się od grubej
poziomej kreski unoszącej ciężar tego, co było. Nowe życie to przemilczana
radość, wesoły grymas na twarzy samotności, która przestała być karmiona przykuwającymi
do łóżka myślami, ale i ucieczka przed otaczającym światem usiłującym wiedzieć
więcej, bo fakty na temat herbaty wypitej przed chwilą lub przeczytanej książki zaczęły
mieć charakter bardziej intymny niż ubiegłonocne poczęcie w łonie jednej z
koleżanek.
Nie wystarczy żyć inaczej.
Potrzeba ciągłego ulepszania. „Lepiej” oznacza: ucz się na błędach, bo one są
kopalnią nauki. To właśnie jest doświadczenie, które mierzy się liczbą
stłuczonych słoików z napisem: ALTERNATYWA. Może nim być własny interes rozbity na skraju dróg jak
obóz, w którym można znaleźć ciepłe bambosze z naturalnego futra i konfitury
smażone po zmroku. Początkiem może być impuls składający się z liter:
niebójsiętegokimjesteś albo siedzenie, czekanie i wypatrywanie nadziei w
trawie, która nie wiadomo, kiedy wyrośnie lub, co gorsza, szukanie swojego
osobistego dogmatu w literaturze. Ten ostatni to początek końca. To drapieżny
bluszcz niezrozumienia, który bezwzględnie oplata niezliczoną liczbę wyobrażeń.
Po co sobie tylko wyobrażać? Po
co ciągnąć za sobą w prawej ręce przez życie trampolinę? Tak robią tylko dzieci
trzymające w ręku misia, kiedy obudzą się w nocy i mkną do łóżka rodziców, bo
tam jest bezpieczniej. Upadki bolą, ale po co odbijać się od czegoś, skoro
można nauczyć się chodzić na nowo?
Pełnia szczęścia to nie wyrywanie się do
odpowiedzi, żeby komuś zaimponować wiedzą. Pełnia szczęścia to nie jest liczba
przeczytanych książek. Pełnia szczęścia nie jest wyrazem skradania się za kimś jak cień, bo brak odbicia może zaboleć. Pełni szczęścia nie wyraża się słowem: „chcę!”, a po prostu sięgnięciem właśnie po to.
Osobiście, niczego mi nie
potrzeba. Nikogo mi nie potrzeba. Jestem jak Morze Czerwone, przed którym staje
nie jeden mojżesz, ale tylko Mojżesz potrafi odgadnąć mój język. Wspominając
czternasty lutego, na usta cisną mi się słowa już wyartykułowane: Czy to nadzwyczajny dzień? Czy my coś dziś jemy? Tzn. coś innego niż Twoje
ciastka i moja herbata?
Coś nowego. Konsternacja, która
zrodziła kolejną myśl, sprawiając, że życie odzyskuje wolność.
117.Nie pamiętaj dat. Pamiętaj, żeby być szczęśliwym codziennie.
Największą tajemnicą, jaką mogę
zdradzić, jest to, że pewnego słonecznego popołudnia (a nie było ich jeszcze
tak dużo, by o nim zapomnieć) wskoczywszy na łóżko z nieposkromionego
szczęścia, złamałem jedno z żeber podtrzymujących materac, na którym śpię…ale o
tym cśśśśśś, bo to już zupełnie coś innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz