Weekend na półmetku, a już mogę śmiało powiedzieć, że jest dobry. Wyszedłem z łóżka w rozpiętym płaszczu i koszuli rozerwanej wzdłuż wertykalnej granicy guzików, a dwie doby wcześniej słaniałem się na nogach. Igram ze zdrowiem. Zimowe mrozy potrafię przetrwać bez czapki, gdy stuprocentowa zawartość śniegu wisi w powietrzu. Ludzie odważnie odchylają głowę do tyłu, bo jak tak można?. Lubię czuć świat każdym, nawet najmniejszym, zakończeniem nerwowym mojego siedemdziesięciopięciokilogramowego i stuosiemdziesięciotrzycentymetrowego ciała. Może nie wyglądam, ale w ostatniej kolejności w moim zwyczajnym dniu, bo w święta pilnuje mnie mama, odhaczam jedzenie. Muszę mieć wodę i słodycze, to przede wszystkim, a resztę miejsca zajmują Ludzie, muzyka i film – oczywiście dramat. Depresyjną naturę również mógłbym sobie wpisać w kartotekę – zaraz za ironią, sarkazmem i czarnym humorem.
Jest sobie taka Ania. Bardzo ją
lubię. Gdybyśmy nie mieli innych rodziców, pewnie powiedziałbym: masz większe
cycki, ale musisz zostać moim Bliźniakiem, bo żadne z nas nie będzie się
uśmiechało. Kruszyna, kurdupel, Mała Dama. To ona nauczyła mnie, żeby się piąć
i piąć, ale właśnie dziś zwątpiłem, dziś się coś skończyło. Na ściance
wspinaczkowej, o której gaworzę, skończyły nam się trasy, skończył się świat.
Ze ścianką jest jak z dzieciństwem i dorosłością – najpierw, jak w
dzieciństwie, chodzisz, jak chcesz i gdzie chcesz. Przychodzi jednak moment,
kiedy ktoś narzuca Ci role i idziesz wytyczonym wcześniej szlakiem jednego
koloru, który obrało już wielu nieudanych, smutnych ludzi. To oczywiście
dorosłość, dlatego jestem Dzieciakiem.
Dzisiejsza rozmowa dała mi tyle
dobrego, że mógłbym nie spać przez kolejną dobę. Słowa brzmią tak patetycznie jak
te umieszczone na ostatniej stronie mojej ulubionej książki. Oskar i Pani
Róża jest dla mnie najpiękniejszym dziecięcym pamiętnikiem z Bogiem w tle, w
którego nagminnie wątpię. Choć mam tę książkę na wyciągnięcie ręki każdego
dnia, czytam ją tylko w autobusie, bo to właśnie tam dochodzi do największych
konfrontacji "ja" z moimi marzeniami, zbłąkanymi myślami, niewylanymi łzami i
niewyartykułowanymi słowami. Samochodem też nie pogardzę. Rondo Jagiellonów –
moje ulubione. Dziś ryczałem wraz z silnikiem chyba z 10 minut, zanim nomady i
zombie zaczęły uciekać przed życiem, chowając się na grzbiecie koni
mechanicznych i zagłuszając muzyką okropny bezdech samotności, ustępując mi
miejsce na lewym pasie. Lewa strona – bliżej serca, nie wypada mi, jako mi, jej
nie lubić.
Nie bywam szaleńczo zakochany,
ale powinno się do mnie kilami przywiązywać cierpliwość. A serce to nie tylko
wybujała symbolika i niepoprawny emocjonalnie narząd. Serce to ja. Chociaż z
konsensusem między nim a zawartością mózgoczaszki nie będę walczył. Nie chodzę
w tym samym kierunku, nie patrzę na to, co największe, mnie nie „wypada”,
kupuję tzw. odzież angielską (pewnie i tak nosili ją Polacy), a mój pokój nie
jest standardowym czworokątem. Jedno się nie zmienia – zawsze będę przemierzał
życie w przeciwną stronę. Nie na przekór, różnice zauważam dopiero wtedy, gdy
porównuję.
Nikt inny mnie nie zastąpi,
nawet, jeżeli krzywdzę, bo jestem powodem wielu uśmiechów i kilku łez (Ja,
autor: Ja). Czasem, jak dopadnie mnie lepsze "ja", jestem z siebie dumny, że
potrafię być sobą, że potrafię powiedzieć NIE, a czasem wykazuję skłonności do
walki, chociaż nigdy rycerzem nie byłem. W przedstawieniach zazwyczaj
odgrywałem rolę pastucha, a raz miałem na imię Józef i byłem z kobietą, lol. Za
10h jadę na koncert, więc wypadałoby iść spać, no, bo tak – śpiewam, piszę
wiersze i zwerbalizowałem psychodeliczne, heteroseksualne opowiadanie. Tak,
tak, dobre sobie.
Mam 22 lata. Błędy są moim hymnem
narodowym.
Panie M., jest Pan genialny. Także w oczach osoby o dekadę starszej! Cieszę się, że Pan na mnie trafił!
OdpowiedzUsuńPani J., prawie płonę rumieńcem zza okularów. To nieprzyzwoite, tym bardziej, że jesteśmy u mnie! Dziękuję :)
OdpowiedzUsuń