Znów można spotkać mnie na mieście ze słuchawkami w uszach, w kapturze, który nakłania przechodniów do słów masz ognia?, przy kopaniu liści, obijaniu się o place zabaw, które już chyba ze mnie wyrosły i patrzeniu w niebo. Kolejny raz wtapiam się w miejską kulturę, bo kilometr tutaj to jak krok na wsi. W sumie ja nie o tym, ale ilekroć tu wchodzę, zastanawiam się, dlaczego zrobiło się pusto. Zabrakło człowieka-anonima, z którym połączyłoby mnie choć 5 minut.
Dzisiejszy przypadek mógłby być nie lada wyzwaniem dla psychologa. Z ironią i serio - alkohol sprawia, że życie mogłoby skończyć się za chwilę. Jest tak dobrze, że nic więcej nie trzeba. Ciekawe co robił Ramapithecus zanim uzyskał 35-37 litrów alkoholu z żyta. Może wtedy małpa zaczęłaby mówić szybciej, bo niewątpliwie język staje się superwykwalifikowanym narzędziem oratorskim.
Idąc dobrze mi znanym chodnikiem, który raz, jak menisk, jest wypukły, a raz wklęsły, usłyszałem bełkot mężczyzny koło czterdziestki obijającego się o krwawą czerwień cegły, która spłodziła okoliczne kamienice. Taki widok nie dziwi, choć muszę przyznać, że, jak na ledwo stąpającego po ziemi, właściciel granatowej kurtki okazał się bardzo rozmowny. Unosząc się na fali chłodnego powietrza, manewrowałem między czterokołowcami, by dostać się na drugą stronę ulicy. Z tego miejsca było już blisko do bezpośredniego spotkania z człowiekiem, który róg Świętojańskiej i Kościuszki uczynił zielonogórską estradą. Jednoosobowy konkurs piosenki rosyjskiej jednak się nie udał, bo publiczność zamknęła się w samochodach, domach i okolicznych sklepach.
Jest jednak jeden fakt - pan z alkoholem, który tańczył walca z jego hemoglobiną, dał mi do myślenia bardziej niż wykwalifikowana kadra nauczycielska na uniwersytecie.
Chwiejąc się na jednej nodze, właściciel granatowej kurtki próbował złapać klamkę do alkoholowego eldorado. Nic z tego. Przerwałem tę śmieszno-żałosną scenę, kurtyna opadła, koncert został odwołany, a wszystko przez wiatr wywołany moją osobą.
Nadeszła pora epilogu, którego nikt się nie spodziewał, a jego autor nie będzie nawet o tym pamiętał. Dopiero teraz uświadamiam sobie, co powiedziałem, ale chyba to ma sens, ja nie uciekam...?
Pan: Zabijesz mnie.
Ja: Chciałbyś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz