Wiedziałem to już tamtej nocy.
piątek, 31 stycznia 2014
Słodki finisz
Przy jedenastej próbie sprawdzenia mojej wiedzy w ciągu trzynastu dni pewnie odpłynę na grzbiecie nierzeczywistości powykręcany ilością węglowodanów, którymi dławię się do nieprzytomności w skali makro. W takim stanie dobitniej dociera do mnie treść stająca się faktem, że zostały po Tobie tylko słoik miodu i puchar z landrynkami. Patrzę, jak nikną w oczach. Z milczącym spokojem zauważam ich wyostrzającą się przeźroczystość.
Wiedziałem to już tamtej nocy.
Wiedziałem to już tamtej nocy.
środa, 22 stycznia 2014
365
Nie zawsze mówimy sobie prawdę z lekkością; czasem irytują Cię moje obawy i plany; nienawidzisz, kiedy wykorzystuję Twoje czułe punkty, by zdobyć Twój uśmiech; nie cierpisz, kiedy każę Ci wybierać; dostajesz białej gorączki, gdy nie mogę się zdecydować i kiedy przepraszam; dziwią Cię moje błahe preteksty; niekiedy tolerujesz moje dziękuję, nie lubisz, gdy płaczę; boisz się mojego krzyku; nie akceptujesz mojego smutku; gardzisz moją złością; unikasz huśtawek mojego nastroju; kopiesz w tyłek moją nieczułość; z niedowierzaniem patrzysz na moją bezradność; walczysz z moimi oskarżeniami; karcisz moje zaniedbania; cierpisz z powodu mojej bezsenności; nie wyrażasz zgody na tempo mojego życia; wielokrotnie nie chcesz, nie możesz znieść, odwracasz wzrok, ale...
poniedziałek, 20 stycznia 2014
Zapałki
Od momentu, w którym kalendarzowa zima pokazała swoją prawdziwą duszę, ludzie zaczęli upadać - z zakupami, na kolana, prowadząc psa na smyczy, moralnie. Jako zodiakalna panda na razie tylko się temu przyglądam i pod pierzyną śnieżnego puchu, który gryzie w policzki, szukam zielonej bambusowej gałązki. Nadziei ani za mną, ani przede mną. Choć trzymamy się dzielnie, nadal jesteśmy krusi jak zapałki i nie potrafimy wybuchnąć imponującym płomieniem. Jedno nie potrafi rozpalić drugiego. Czy właśnie dlatego leżymy bezładnie w pudełku, czekając na to, aż ktoś każe nam wyjść?
piątek, 10 stycznia 2014
Credo
Od pewnego czasu brakuje w moim życiu takich chwil, kiedy zatrzymuję się w ciągu dnia i zaczynam się zastanawiać. Nagle porządek tygodnia został wywrócony do góry nogami, więc zamykam oczy i lekko oddycham. Mimo że sunę na fali przygotowań, odkładam na bok papiery, które za chwilę stracą status bardzo aktualne. Hipokamp musi je jednak w tej chwili pomieścić bez kręcenia nosem, bo nie mogę nagle wykonać kroku w tył. Stojąc w piątek na środku pokoju, nagle czuję łzy, które spadają na poduszkę zimną nocą, bo mam to, czego dotąd nie miałem. Za chwilę przypominam sobie oczy błądzące po ścianach z powodu odzwyczajenia i milknę, chociaż cisza nie przestaje trwać. Zarzucam wędkę troski w obawie, że sobie nie radzisz, mimo że pozwalasz mi wierzyć, że jesteś szczęśliwa. Masz teraz wszystko z wyjątkiem porządnej garści wolnej chwili. Całkiem podobnie do swoich poprzedników. Pozostaje jeszcze ktoś, kto obiecał mi, że zawsze jest tu dla ciebie miejsce. I dodał stanowczo: pamiętaj. Krok od lat mam wciąż ten sam - zbyt duży, szybki i zdecydowany. Znów usłyszałem nie nadążam, więc natychmiast powracam wzrokiem do papierów, które wciąż żyją. Z niedowierzaniem obracam się wokół własnej osi, widząc moją najbardziej intymną przestrzeń tu i teraz. Jeszcze raz zagłębiam się w moje myśli i już wiem...już wiem, że miłość jest moim sposobem na życie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)