piątek, 8 lutego 2013

Bez słów


Rozmowa z jedną z moich współlokatorek odbiła się refleksją, uzmysłowieniem, odszukaniem w  myślach, wcale nie tak znowu daleko, podobnego motywu, zaskoczeniem. Część wspólna naszego mieszkania jest tak mała, że nie sposób nie widywać się codziennie na korytarzu czy w kuchni. A jednak. My jesteśmy wyjątkowi. Już sam fakt, że przeprowadziłem cztery nie najdłuższe rozmowy ze współlokatorem w ciągu czterech miesięcy jest niepokojąco-zastanawiająca. 

W czym rzecz? A. (to ona zaszczepiła we mnie myśl) gotując coś, a ja zmywając, jak zwykle, z zapałem, za wszystkich, co jest popularne, choć niezrozumiałe, stwierdziła, że wie, kto jest w mieszkaniu, mimo że nasz wzrok się nie spotyka. Nie spotyka się nawet nasz zapach, spotykają się ewentualnie nowe zakupy w lodówce lub rozbrzmiewa paniczny śmiech przypominający gromkie wesele (w znaczeniu: radość) norki, czyli dźwięk wydawany przeze mnie, kiedy nie nadążam nabierać powietrza, usłyszawszy najsuchszy suchar na wycieńczonej od suchoty pustyni. A., niczym bohaterowie Kuczoka, mężczyźni, artyści, rozpoznaje nas w mgnieniu oka, nie, źle, ona - w mgnieniu ucha. O ile Kuczok personalia przechodniów kwituje charakterystyką ich nóg, tempa chodu i strojem okalającym części ciała od pasa w dół, o tyle my, czyli ja, B. i K. zdradzamy się sposobem otwierania drzwi. 

Nie wiadomo, kiedy wchodzi K., bo drzwi się otwierają i zamykają, ale potem słychać obcasy na długości całego korytarza. 
Ty wchodzisz szybko, pewnie, zdecydowanie. A że moje schronienie mieści się najbliżej drzwi, niknę, zanim myśl zdąży przebiec po neuronach. 
No i B. - wchodzi wolno, nigdzie się nie spieszy, czasem przeciąga rytuał wejścio-wyjścia z mieszkania, a czasem to drzwi płatają figle, nie pozwalając się otworzyć lub zamknąć. 

Bez słów można odczytać więcej, niż się wydaje. 
Ciszą odbija się kolejny zawód złożony na piersi Bliźniaka, bo cisza to najgorsza odpowiedź, jaką można usłyszeć. 
Ciszą zaczyna się i kończy kolejne spotkanie, przy którym stygnie zielona herbata z ananasem w dwóch kubkach, ale to akurat cisza, która jest jednym z najpiękniejszych manifestów radości. 
Cisza trwa podczas rozmowy, w której językiem są palce, mimika i ciało. 
Cisza jest wtedy, kiedy cieszę się tak bardzo, że na placu zabaw zawstydzam najbardziej zatwardziałych miłośników huśtawek, zjeżdżalni i piaskownicy cztery razy młodszych od siebie, po czym trafiam w książce na słowa:

Bywa tak, że z dzieciństwem trzeba się pożegnać, że trzeba się z niego wyleczyć. 


A wtedy krzyczę tak głośno, że nie słyszę samego siebie. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz