piątek, 8 sierpnia 2014

Wakacje na wsi

Minęło kilka dni, w głowie przewinęło się mnóstwo myśli. Chciałem opowiedzieć wstydliwą historię pomylenia chłodnika litewskiego z barszczem ukraińskim, chociaż zajadam go nie od dziś. Miałem chęć pożalenia się na spędzenie namiastki urlopu w towarzystwie równolatków uzależnionych od nikotyny, alkoholu, środków odurzających i jedzenia. Obiecywałem sobie już nigdy nie wspominać o czasie...tymCZASEM najwięcej emocji przyniósł dom - pisany małą literą z powodu arktycznego chłodu, który jest charakterystyczny dla tej strefy. Wbrew pozorom do zimna można się przyzwyczaić, ale ostatnio nawet pytań zabrakło. Po dziewięćdziesięciu dniach spędzonych w mieście wieś przestała być ciekawa; wieś zapomniała; wieś ma swoje problemy (z pewnością bardziej istotne), więc nie chce mieć ich więcej. Po prostu wieś zaakceptowała obecność wschodzącego mieszczucha, bo na czas obiadu trzeba było uszykować cztery talerze, a nie trzy naczynia. Miastowy musiał oglądać ciszę i łzy, o nic nie pytając. Mimo że tego nie widać, dzieje się wiele. Jedna z gałęzi młodszego pokolenia jeszcze nigdy nie była tak blisko doświadczenia starszej generacji. Drugi raz sąd stanie się polem bitwy, bo pierwsze kłamstwo już zostało wyryte na papierze. Nieprawda, w którą da się uwierzyć, i zły zamiar, który już wkrótce się dopełni. 

Mały człowiek, dla którego miałem być najlepszym wujem na świecie, będzie mnie znał nie pod pseudonimem wuja Mateusz, ale N.N. Kredyt zaufania został odrzucony, więc pora uzbroić się w obojętność, żeby przez telefon płakała tylko jedna słuchawka.