środa, 30 maja 2012

Oczami serca







     Polski malarz, fotografik, pisarz, dramaturg i filozof - w te role w swoim życiu wcielił się Witkacy. Pośród filozoficzno-lingwistycznej papki, jaką zaserwował od czasów swoich pierwszych powieści i dramatów, znalazłem coś dla siebie. Kilka słów - przeczytane, zapisane w pamięci i zachowane. Ta historia będzie dowodem na to, że

                                        ludzka fantazja nie jest w stanie objąć szczęścia.

     41 godzin bez snu i myślisz: nie pójdę tam, w końcu zrobię coś dla siebie. Czas goni, przecież będzie mnóstwo ludzi, nawet nie zauważą, że Cię nie ma. Budzisz się i wiesz, że to będzie ciężki, ale i dobry dzień, bo przypominasz sobie o kimś, dla kogo tam idziesz. Ośmiolatek zgodził się przyjść, ale najpierw zapytał a Pan będzie? Zmiana decyzji nastąpiła w ciągu kilku sekund, bo ile można wisieć na słuchawce. 
     
     Pojawiłem się 2h później i już żałuję, że nie zjawiłem się na czas, bo zajęcia teatralne spodobały mu się najbardziej. Co robił, z kim, co widział, co dotknął, na co zareagował uśmiechem i krzykiem, w którym momencie rozmawiał z kolegą, kiedy patrzył w ścianę, co pomógł zrobić, w czym się sprawdził (...) Nie dowiem się tego, bo uciekło mi 120 minut z jego krótkiego życia. Skoro 5h wystarczy, by unosić się wśród chmur, jestem w stanie powiedzieć, że niemożliwe nie istnieje. 

     Czułem się jak: niezbędnik, którego potrzebuje dziecko, by zmagać się z życiem; niewidzialna asekuracja, którą się przede wszystkim czuje; ramię - nie do wypłakania i przytulenia, ale do noszenia bluzy i małego plecaka w chłopięcym, granatowym kolorze; najlepszy restaurator, który wyciągnie kanapkę lub napój na jedno, ciche zawołanie: chcę...!; emocjonalna gąbka, wchłaniająca uczucia w każdej postaci - dostałem...! mam...! co mam zrobić z...? boli mnie...

     Zapytano mnie dziś: skąd masz dla niego tyle cierpliwości? A ja odpowiedziałem:  bo jest jak ja - idzie pod prąd we wszystkich kierunkach. To dziecko się wyróżnia - jest sobą zawsze bez względu na etykietę, nikt nie odebrał mu spontaniczności, nie boi się słów, o czym świadczy chociażby dzisiejsze: było za gorąco i się porzygał! W ogrodzie botanicznym jako jedyny odmówił degustacji świeżego pyłku kwiatowego, a sam zapach kwiatów skwitował krótkim: ale śmierdzi!

     30 maja 2012 roku eksplodowała z wielkim, naocznym hukiem nasza świadomość i pewność siebie nawzajem. Chodziłem za nim krok w krok, on niejednokrotnie się buntował, ale wystarczyło mu pokazać, że jestem i nagle zmieniało się wszystko. Kij wyniesiony z ogrodu wrzuciliśmy do plastikowego kontenera przy drodze, a znaleziony na chodniku patyczek od lodów z napisem Nestle trafił na trawnik, bo okazało się, że jednak nie wymienimy go w sklepie. Zielony żelek w kształcie gąsienicy oraz kanapka z serem i szynką to kolejne prezenty od niego, następny dowód na to, że JA, a nie inni, bo wcale nie byliśmy sami. Dał mi też spróbować sok w kartoniku o smaku jabłka i truskawki przy użyciu słomki, choć napój był tak mały, że uderzająco proporcjonalny do jego dłoni.

     Przegraliśmy 0:4, ale jego ja chcę z Panem! nie uczyniło ze mnie pokonanego, bo to Kuba mnie wybrał do dwuosobowej drużyny piłkarskiej, w której walczyliśmy plastikową piłką i joystick'ami, prowadząc nasze roboty. Ja! ja! ja! - chyba chłopiec przepoczwarza się na moich oczach, bo jeszcze nigdy dotąd nie zdarzyło mu się być tak aktywnym ochotnikiem zabaw. Ze łzami w oczach słuchałem i patrzyłem, jak czyta informację zamieszczoną nad stawem w ogrodzie botanicznym, kiedy inne dzieci bały się to zrobić. Rewelacyjnie czyta!

    Próbowaliśmy dziś chodzić na szczudłach z klocków, do których przyczepiony był sznurek. Ta lekcja nauczyła nas determinacji i wiary w siebie. Kilka potknięć, przewrotów, ale wstajemy, czyścimy spodnie i próbujemy dalej. Czułem się jak tato, który uczy dziecko chodzić i napędza go słowami, że do mety już niedaleko. Chłopiec dotrwał, dumnie przekroczył granicę, nie zrezygnował, choć naprawdę było ciężko. Podobnie ze skakanką, bo tego też chciałem go "na szybko" nauczyć, ale się nie poddał. Wzrost Kuby pokazuje mi, jak trudno odnaleźć się w świecie za dużym o kilka rozmiarów. 

     Czas egzaminu nadszedł. Kuba był przez jeden dzień studentem i poznał, jaką wartość ma ciężka praca. Nie wszystko się udało, ale jestem z niego dumny, bo z zadań z matematyki potrafi zrezygnować z łatwością i poddać się bez walki. Trochę martwił się podsumowaniem dnia, ale zapewniałem, że będzie dobrze, dlatego posłałem chłopca na pierwszy ogień. Nie byłem świadomy stresu, jaki towarzyszył mi podczas pobytu ośmiolatka w jednej sali z, tym razem prawdziwym, wykładowcą. 

    Wyszedł... moje 180 cm utrudnia komunikację, więc uklęknąłem przed nim. Wybiegł uradowany, bo zdał egzaminy na same celujące, choć w rzeczywistości zdał go przed dziećmi, przede mną i przed samym sobą na wiele więcej. Po szczęśliwym zakończeniu zapytał mnie: jak będę studentem, to będę uczył dzieci? Musiałem przemyśleć odpowiedź, by nie zniechęcić go do uczelni wyższych, bo ciągle podkreśla, że chce być śmieciarzem. Nie, Kuba, gdy będziesz studentem, na pewno będziesz mógł pomagać, tak jak ja Tobie. Zazwyczaj dzieci mają natychmiastowe odpowiedzi na reakcje dorosłych. Kuba zamilkł, nie dlatego, że zaczął snuć refleksje, ale dlatego, że potraktował te słowa z szacunkiem. 

     Za to naszej spontaniczności zabrakło szacunku dla uczelnianych trawników. NIETYKALNI. RAZEM MOGĄ WSZYSTKO - to hasło brzęczy w uszach i bije po oczach. Staliśmy się na dłuższą chwilę parą szczęśliwych chuliganów, którzy dewastowali wszystko to, co znalazło się pod ich nogami. Chciałbym, by maluch miał dzień dziecka każdego dnia. (Jednocześnie muszę stwierdzić, że wychowywanie małego człowieka nie jest trudne, po prostu dorośli nie potrafią postawić dziecka na pierwszym miejscu każdego dnia w kalendarzu swojego życia.) Nagle byliśmy bliżej niż blisko - zastąpiłem karuzelę i helikopter. Czułem wszystkie żebra chłopca, który zaufał, że go nie puszczę, choć wirowaliśmy w zawrotnym tempie. Potem Kuba nazywał mnie barankiem, kiedy ścigałem się z jego równolatkami, mając go na plecach. Zdarłem moje ulubione trampki, ale nie oddam ich na gwarancję. Nie po tym, co wydarzyło się dzisiaj. 

      Chciałem być dla niego wszystkim w tym szczególnym dniu. Na pewno ja dałem z siebie wszystko, to wystarczy. Udowodniłem też coś sobie i innym - najpiękniejsze chwile to te, kiedy chcesz wywołać uśmiech na twarzy drugiego człowieka, a już bez wątpienia dziecka. Spełniałem każdą zachciankę chłopca z nadzieją, że pozna smak innej strony życia, w której może być każdym i w której spełniają się marzenia dnia codziennego, bo te nie zawsze oznaczają milion dolarów i wakacje na Barbadosie.

     Poczułem dziś wyjątkową symbiozę z dzieckiem i trudno mi uwierzyć, że zobaczę go jeszcze 3 razy. Piękne było to, że moja akceptacja wszystkich jego kaprysów budziła uśmiech na twarzach innych dzieci i pozostałych wolontariuszy. Szczere, półokrągłe linie stworzone z ust za bycie sobą i jednocześnie Kimś dla ośmiolatka sprawiły, że zmęczenie nie miało szansy namalować się na mojej twarzy. 

     Nie wierzę, że słowa mam swojego Pana, pocałunek w kark, oparcie brody o rękę w autobusie powrotnym i trzy delikatne uderzenia w lewe kolano to tylko puste gesty z jego strony. 

     Najwspanialsze jest to, że jesteśmy sobą, nie udajemy relacji, która nas łączy, a nad tym unosi się uczucie nieziemskiej swobody. Nauczyłem się nie przekreślać ludzi i walczyć o nich - to ja się podporządkowuję pod Mojego ośmiolatka, bo w każdej "znajomości" niezbędny jest kompromis. 

Kocham nas za to, że jesteśmy
Nieidealni.

poniedziałek, 28 maja 2012

O ironię za dużo



 - w takich momentach jak ten mam ochotę Cię zasztyletować bez słowa wyjaśnień i zakopać pod blokiem, w którym mieszkam. A potem histerycznie Cię odkopywać całą noc, by nad ranem odnaleźć Twoje ciało i razem obejrzeć wschód słońca...

sobota, 19 maja 2012

Gorzka prawda




    Wczoraj, siedząc na ławce obok niej, zrozumiałem, że prawda jest najważniejsza. Właśnie przypomniałem sobie słowa (o nich później), które wpadły mi do głowy spontanicznie, ale mają smak pomelo, jeżeli nie obierze się go z białej warstwy. Już wiem, dlaczego coś ma gorzki, a nie kwaśny smak. Ten drugi wykrzywia nam twarz we wszystkie strony i wyciągamy z tego naukę, a smak tytułowej prawdy nie sprawia nic - gryziemy, mówimy ble i kierujemy do przełyku, bo boimy się wypluć. 

    Prawda jest towarem leżącym w koszu pod białą, drewnianą ladą w sklepie za czasów Gierka, ale nie jest na sprzedaż. (Tak, odkąd piszę licencjat, wszystko kojarzy mi się ze stanem wojennym.) Boimy się mówić, ale wykrztuszamy z siebie kolejne sylaby; ogryzamy paznokcie ze strachu przed spotkaniem, aż w końcu zostawiamy palce w spokoju; zastanawiamy się pół dnia, czy jednak wyjść z domu i w końcu przekraczamy próg. To wersja dla ambitnych. Reszta się nie zastanawia, bo po co. Gromadzimy ludzi wokół siebie, żeby zapełnić pustkę. Współczesny młody człowiek jest jak Pani Dalloway - wiecznie wydająca przyjęcia, by zapełnić nimi ciszę. To raz. Z drugiej strony prawda nikogo nie interesuje, nikt o nią nie pyta, bo potrafi być bolesna. To lęk przed prawdziwym obliczem drugiego człowieka. 

    Walczę z tym, bo otaczają mnie ludzie, którzy sami zapętlają się w swojej nie-prawdzie. Nie twierdzę, że sam jestem tak idealny jak stworzony przeze mnie wizerunek. Ostatnio mam w sobie mnóstwo samozaparcia, odkrywam siebie na nowo, dojrzewa we mnie instynkt lidera, przewodnika, mentora, więc to najlepszy moment, by powiedzieć sobie: Czas na zmiany, Mateuszu. 

    Wcale nie zapomniałem o wyrazach, które obiecałem zacytować. Ktoś, gdzieś, kiedyś powiedział mi, że powtarzanie swoich słów to szczyt egoizmu i pychy, ale skoro ja sam się na nich uczę, to może warto?

    Z prawdą jest jak z polskim podziemiem - wszyscy wiedzą, że jest, ale nikt jej nie widzi

czwartek, 17 maja 2012

To będzie krótki manifest człowieczeństwa. Złamię zasadę tytułu i fotografii, bo, jak zawsze, słowa mają największe znaczenie, ale w tym przypadku chyba największe. Nie, to nie powtórzenie. Filolog polski wie, że nic więcej ponad przyrostek naj- nie ma.

Nie boli - nie żyjesz
Nie masz wątpliwości - nie jesteś człowiekiem